…czyli kilka subiektywnych rad.
Jak wiecie – a może nie wiecie, ale zaraz się dowiecie – leczę się psychiatrycznie 19 lat, choruję dłużej. Także “w życiu byłam w wielu miejscach, pomimo że podróżowałam mało…”, przeszłam przez różne syfy, miałam styczność z wieloma gównianymi osobami – i dla kontrastu, z fantastycznymi, chociaż mój chory mózg nie lubi o tym pamiętać… Stąd mogę powiedzieć, że mam duże doświadczenie w chorowaniu i leczeniu.
Ważne: nigdy nie byłam w szpitalu psychiatrycznym (tylko oddziały dzienne), nigdy w życiu nie byłam pijana (bo gardzę alkoholem) i nigdy w życiu nie ćpałam (nie czułam takiej potrzeby).
No i co wam mogę powiedzieć mądrego? W sensie, nie wiem czy to mądre, bo nie roszczę sobie prawa do radzenia i mądrzenia się, chociaż miałam w życiu taki etap, że próbowałam zbawić cały świat. Wyszło z tego gówno i również zostałam potraktowana jak gówno przez kilka osób, “przyjaciół”, którzy odwrócili się ode mnie kiedy tylko przestałam zgadzać się na bycie ich osobistym koszem na śmieci. Mogłabym tu pozdrowić kilka osób z imienia, ale szkoda na nie śliny i flegmy. Jednej zresztą nie pozdrowię, bo umarła.
No właśnie – nie udzielam dobrych rad głównie dlatego, że nie jestem specjalistką (psychiatrą czy psychoterapeutką), a mam świadomość, że takie coś bez stosownego wykształcenia może komuś zaszkodzić. Niby jesteśmy dorośli, niby mamy własne rozumy, ale po prostu znałam za dużo osób z diagnozą F20, które przekręciły się przez alko, dragi i zabawy z lekami psychotropowymi.
Niby jestem wyskofunkcjonującą schizofreniczką, przynajmniej w pewnych obszarach. Nie mam lęków społecznych, normalnie wychodzę z domu, robię zakupy, załatwiam sprawy w urzędach, nie mam problemu, żeby z kimś (kimkolwiek) pogadać i tak dalej. Ale to nie jest tak, że radzę sobie jakoś zajebiście, po prostu mam inne problemy, które też rzutują na jakości mojego życia, a zwłaszcza relacji, jakichkolwiek poza relacją z moim narzeczonym.
Okej, może nie jestem osobą, która na przykład panicznie boi się wyjść do najbliższego sklepu, zamienić dwa słowa z kurierem czy w ogóle wyjść z domu, ale moja choroba naprawdę mocno rzutuje i na moje funkcjonowanie, i na to jak postrzegam rzeczywistość. Tego ostatniego nie naprawią leki – dlatego moją kolejną diagnozą jest schizotypia. Dobrze, jak czasem ktoś życzliwy mnie naprostuje, ale prędzej ktoś mnie obsra na fejsbuniu (a listę zablokowanych mam długą).
Bywało różnie, były lata, że bałam się wychodzić z domu, moje lęki społeczne i różne schizy osiągały apogeum i nie umiałam się nawet wysłowić, a były lata, że byłam pełna życia i tego, co normiki nazywają ambicjami. Studiowałam, pracowałam, chociaż z pracą nie mam dobrych wspomnień, miałam jakieś tam plany i pomysły. Obecnie jestem na rencie i już nie zamierzam wracać na rynek pracy – żyję sobie spokojnie swoim małym życiem.
Co pomaga mi w codzienności i czemu funkcjonuję dobrze? Dodam, że lista jest BARDZO MOCNO SUBIEKTYWNA, bo mam świadomość, że każdy choruje inaczej i że każdy ma inne uwarunkowania rodzinno-mieszkaniowo-finansowe. Z drugiej strony, wbrew zawistnym teoriom maleńkich osóbek pokroju mojej byłej psiapsi, nic mi nie spadło z nieba, wywalczyłam to sama.
1. Dobrze dobrane leki – leczę się od 2006 r. i z psychiatrami na NFZ mam kiepskie doświadczenia (ale też nie twierdzę, że nie istnieją dobrzy psychiatrzy na NFZ, zwłaszcza że minęło już kilkanaście lat). Wyglądało to tak: fajnie, ale już się przymknij, masz tu receptę i wypad, następny. Byłam ofiarą zalekowania, olewania i wręcz chamskiego traktowania przez lekarzy psychiatrów. Żeby moje podejście się zmieniło, i żeby moje życie też się zmieniło – musiałam dopiero zacząć leczyć się prywatnie u lekarza, który obecnie jest już profesorem psychiatrii na uniwersytecie medycznym. Wtedy zrozumiałam, jak ważne są odpowiednio dobrane leki i lekarz, który nie lekceważy, słucha i szanuje swoich pacjentów. Tyle, że taki lekarz za wizytę liczy sobie jak za przysłowiowe zboże i to zamyka wielu osobom możliwości pójścia do dobrego psychiatry. Ale jak mówię, to żadna reguła, dobrzy psychiatrzy na NFZ też istnieją. Lekarza zawsze można zmienić, a nawet należy jeśli nie jest się zadowolonym.
2. Wsparcie mojego partnera – bez niego byłoby guano z pętelką (taką do powieszenia się), i tyle. Oboje nie umiemy w życie w społeczeństwie, ale tworzymy bardzo zdrową i silną relację – i nie, że sobie to wymyśliłam, to są słowa terapeutki.
3. Terapia – no właśnie, przez trzy lata uczęszczałam na terapię indywidualną. I chociaż z każdym dniem nabieram przekonania, że czas już ją zakończyć, to jednak ta terapia dała mi naprawdę dużo – ale tylko dlatego, że trafiłam na jedną z nielicznych we wszechświecie osób (terapeutów i terapeutek), która potrafi pracować ze schizotypem/schizofrenikiem. Większość nie potrafi i ich terapia w przypadku tego typu problemów nadaje się do rozbicia o kant chuja, a nawet pogarsza stan pacjenta. Terapeutka sprawiła, że przeszłam z etapu totalnej pizdy przez etap nadmiernej agresji i żalu do każdego, do etapu bycia asertywnym człowiekiem. Poza tym niewiele można u mnie naprawić, ale akurat ta powyższa rzecz jest dla mnie bardzo ważna. Terapia grupowa też mi pomogła, ale do tej trzeba podchodzić mądrze, bo oddział dzienny też może się zmienić w kręcenie się w kółko.
4. Zainteresowania – na oddziałach dziennych widziałam schizofreników, których jedynym hobby było kręcenie fajek, palenie fajek, gapienie się w ścianę i granie w karty. W ZAZie z kolei poznałam osoby mało skomplikowane intelektualnie, którym ta prosta praca w pełni wystarczała do szczęścia. Inni lubili rutynę, bo rutyna pozwala utrzymać remisję. Ja “panuję nad chaosem”, w sensie tak naprawdę ni chuja nie panuję, ale za to mam bardzo liczne zainteresowania i boli mnie dupa, kiedy nie mogę ich praktykować. Lubię rysować, grać w gry wideo, czytać książki, interesuje mnie też rękodzieło i druk 3D. Normiki pytają ile z tego mam? Jak słyszą, że nic i że jeszcze w to ładuję pieniądze, to słyszę, że jestem głupia i jaki to sens. Ok, ale nie pytałam. Jeśli zacznie mnie obchodzić czyjeś zdanie, to otwarcie tę osobę zapytam, serio.
Lubię również pisać – to pomaga mi porządkować emocje, tutaj bywa różnie, bo trzeba się liczyć z nie zawsze chcianymi interakcjami z nie zawsze zdrowymi czy choćby kulturalnymi ludźmi. Wtedy wchodzi opcja “Zablokuj”, ale jednak czuje się jakiś niesmak, bo co to miłego dostać garścią gnoju od jakiegoś niewyżytego chama? Jakkolwiek, zawsze można pisać dla siebie lub jakiegoś wąskiego grona, na zamkniętym blogu. Albo w zeszycie.
5. Dziennik wdzięczności – pisałam już o tym w pierwszej notce, byłam sceptyczna, brzmiało mi to jak jakiś totalny bzdet… ale to faktycznie działa. Grunt to systematyczność i nierobienie zbyt długich przerw w tym dzienniku.
6. Suplementy – suplementacja jest ważna, ale podkreślam, że to indywidualna sprawa. Co służy jednej osobie, niekoniecznie służy drugiej (jak z lekami). Z suplementów obecnie przyjmuję: kwasy omega3, cytrynian magnezu, witaminę D3 i – chyba przejściowo – Sambucol Extra Strong. Mój ziomek “z branży” z kolei poleca witaminę B12, ale ja dodam do tego, żeby z tym uważać – najrozsądniej zrobić sobie badanie krwi, czy w ogóle mamy jakieś niedobory tej witaminy. Piszę o tym, bo kiedyś wzięłam jej za dużo i miałam potem objawy psychotyczne (to jeden ze skutków przedawkowania). Brałam też ashwagandę, ale po pierwsze miałam po niej zgagę i biegunki (wg. informacji z internetu może ona powodować takie skutki uboczne), a po drugie najnowsze badania wykazują, że to kontrowersyjny suplement i niekoniecznie jest taki zdrowy, jak kiedyś się mówiło.
7. Nieizolowanie się – masz lęki, więc nie wychodzisz z domu? To najgorsze, co możesz zrobić. Wiem, nie zawsze jest fajnie, nie zawsze rodzina wspiera – a najczęściej wprost przeciwnie, jeszcze wdepczą chorego w błoto, a jak do tego mieszka się na zadupiu gdzie wszędzie jest daleko, wychodzenie z domu i aktywność stają się bardzo trudne… No ale izolacja sprzyja objawom psychotycznym i lękom. Im bardziej się chowasz, tym rzeczy przed którymi uciekasz stają się gorsze… Sęk w tym, że tylko w twojej głowie, ale ty tracisz możliwość i umiejętność weryfikowania tego. No i brak interakcji z ludźmi sprzyja nie tylko objawom choroby, ale i zdziwaczeniu i ogólnej odklejce. Ja też nie jestem społeczna, nie lubię ludzi i wkurwiają mnie dość mocno, praktycznie nie mam znajomych – bo jako schizotyp tego nie potrzebuję, wystarczą mi znajomi na Discordzie; a dostaję szału jak mój psychiatra opowiada mi jakieś pierdy o integracji i byciu wśród ludzi. Okej. Ale ja nie mieszkam sama, mam narzeczonego zawsze obok, często też odwiedzam moją mamę lub teściów. I nie mam problemu, żeby iść samodzielnie do sklepu czy urzędu, żeby pogadać z jakąś babcią w kolejce o pogodzie, zażartować z ekspedientką w sklepie, przeprosić jak o coś zahaczę i tak dalej. Potrafię samodzielnie załatwić każdą sprawę, w tym tak kluczowe dla mojej egzystencji rzeczy jak przedłużenie renty. Nabyłam również umiejętność obrony, i to często agresywnej – nie udałoby się to, gdybym się chowała w domu zamiast konfrontować się realnie z ludźmi.
Sposobów na aktywizację jest wiele, czasem to oddział dzienny lub środowiskowy dom samopomocy, czasem to samodzielne codzienne załatwianie własnych spraw, czasem to aktywność fizyczna (polecam, choć look who’s talking) a czasem jakaś działalność typu wolontariat. Z nauką ostrożnie, bo ZUS da łapkę w dół i można zostać bez renty. Ale najgorsze co można zrobić, to zamknąć się w domu. Pamiętajcie, że im dłużej tak funkcjonujecie, tym mniejsza jest wasza szansa na powrót do społeczeństwa i w miarę normalnego funkcjonowania… A rodzice nie są wieczni.
8. Minimalny rozwój intelektualny i aktywność fizyczna – z pierwszym staram się i praktykuję, z drugim jest u mnie znacznie gorzej. Czasem brakuje mi sił, żeby choćby poodkurzać, a miałabym ćwiczyć…? No właśnie. Ale tak czy srak warto poświęcić choćby tę godzinkę dziennie na spacer. Mnie motywują zdjęcia, lubię fotografować czy to aparatem czy telefonem i sprawia mi to radość.
A co rozumiem przez rozwój intelektualny? No właśnie to co wchodzi w skład moich zainteresowań, czyli na przykład czytanie książek. Ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy schizofrenik jest w stanie czytać… Do tego gry wideo, niestety mój skill jest tragiczny (mam problem nawet z najłatwiejszymi grami), ale wtedy wspomagam się trainerami. Oczywiście gram tylko w gry singleplayer, głównie dlatego, że interakcje z ludźmi nie mają dla mnie nic wspólnego z dobrą zabawą. No i rysowanie, w digitalu to też są zawsze jakieś wyzwania i trzeba czasem ruszyć łbem. Poza tym sporadycznie rozwiązuję krzyżówki.
Do tego też, jak to nazywam z przymrużeniem oka, arteterapia. Zdarza mi się składać Lego, układać puzzle albo robić proste rękodzieło (obecnie koralki do prasowania).
Reasumując: oto całe osiem punktów o tym, co pomaga mi w życiu z chorobą psychiczną (którą mam praktycznie od dzieciństwa). Może coś z tego też się wam przyda. :) Ale jak mówiłam – ilu ludzi, tyle pomysłów i rozwiązań. Mówię oczywiście o tych dobrych i zdrowych rozwiązaniach, nie chlaniu, ćpaniu i wyzywaniu ludzi online.
Trzymajcie się (zdrowo). :)
Ale wysławiasz się bardzo dobrze. :)
Suplementy? Wszystko może być suplementem. Suplementem może być wstawanie rano i oglądanie wschodu słońca. A tabletki? Nie lubię i rzadko działają.
Dziennik wdzięczności? Ktoś mi dosłownie 2 dni temu polecał. Też wydaje mi się, że to bzdet.
Rozwój? Staram się cały czas wolny do tego sprowadzać. A czas pracy kontrastuje z tym wszystkim i tak się rozwijam.
Może kiedyś ja więcej napiszę o mojej chorobię. W każdym razie trzy raz byłem hospitalizowany na oddziale zamkniętym, ponieważ miałem poważne psychozy.
Aktualnie jestem w remisji. Wyszedłem z narkotyków, co było wielkim bagnem. Teraz jest dobrze.
Teraz tak. Ogólnie tak – bo czasem zamulam i wtedy interakcje z ludźmi są dla mnie ciężkie.
Co kto lubi. :) Ja mam rozjebany układ nerwowy przez mojego ojca i wspomagam się tak czy srak. Widzę u siebie pewną poprawę, chociaż może to tylko placebo, nie wiem.
Spróbuj sam. ;)
Jakbyś kiedyś coś napisał, to chętnie przeczytam. :)
Będę chętnie wpadać na tego bloga, żeby się więcej dowiedzieć, choć oczywiście u każdego ta choroba wygląda trochę inaczej. Mam chłopaka ze schizofrenią. Aktualnie świetnie funkcjonuje pracuje, radzi sobie społecznie, nie ma praktycznie objawów. Choć znam go z okresu kiedy było naprawdę kiepsko. Za to ja fobik społeczny mam wrażenie, że radzie sobie coraz gorzej. On i moja rodzina do szczęcia mi wystarczą. Pozostałe interakcje z ludźmi czasem jest dobrze, ale zwykle zaczynam się męczyć. Nie pracuję, renty nie mam, wychodzenie do ludzi w tym zadupiu uh ciężko. Więc no w wielu rzeczach Cię też rozumiem. Musiałabym się jednak jakoś kopnąć w cztery litery, bo ostatnio nawet z internetowych znajomości się trochę wycofuję. No dobrze się to wszystko nie skończy
Dzięki. :) Cieszę się, że moje doświadczenia mogą się na coś przydać. :)
Cieszę się, że twój chłopak dobrze funkcjonuje. A co do ciebie, pamiętaj że jeśli będzie źle, to jest psychiatra i są antydepresanty i to nie jest koniec świata – wbrew temu co się człowiekowi na początku wydaje. ;)
Ja, jeśli idzie o kontakty, czuję się jakby w kropce. Z jednej strony nie lubię ludzi, ale właśnie nie z powodu lęku – po prostu mam taką schizotypową niechęć do ludzi, nie lubię spędzać czasu z nikim poza moim narzeczonym. Na dodatek po przeprowadzce nie znam tu nikogo… Chociaż w mieście wojewódzkim mamy dwójkę znajomych, może któreś nas odwiedzi – jak będziemy pamiętać, żeby ich zaprosić. xd Z drugiej strony czasem jednak bym się z kimś na moment mogła spotkać…
Ale ciężko znaleźć mi ludzi, których faktycznie lubię i którzy lubią mnie – nie należę do świata zdrowych, on mnie nie akceptuje i nie rozumie moich problemów. Z kolei zadawanie się z innymi chorymi to też ciężki kawałek chleba, szczególnie że przy schizofrenii bywa, że komuś się pogorszy i potem dzieją się niefajne rzeczy…
Hej,
przeczytałem twoją listę i kawałki bloga.
Myślę, że to z twojej listy to chyba standard, by utrzymać jakiś tam balans mentalny, szczególnie, gdy ma się z nim problemy. Tyle, że nie jestem specjalistą.
Też słyszałem, że dziennik wdzięczności jest dobry, choć różne są jego formy.
Omega 3 podobno dobra, witamina D chyba też, sam te rzeczy biorę, ale to bardziej na stany lękowe i ogólne samopoczucie.
Z witaminą B6 warto uważać, twierdzą niektórzy (badacze), bo może być neurodegeneratywna. Nie jest to jednak pewne.
Na temat B12 nie słyszałem nigdy nic złego, nie wiedziałem, że może powodować psychozę.
Witamina B jest podobno dobra do utrzymania systemu nerwowego w balansie, do regeneracji, jak się nie przesadza.
O aswagandzie (śpioszek lekarski nie brzmi tak tajemniczo) wczoraj akurat czytałem, że tak jak piszesz, może mieć skutki uboczne. Stworzyli napitek, Sentia, który ma podobno udawać alkohol i którego głównym składnikiem jest ashwaganda.
Ja nie mam schizofrenii, czy czegoś w tym rodzaju, choć jest to oczywiście kwestia definicji. Mam za to inne problemy ;)
Uważam, że twój blog wydaje się być ciekawy. Myślę, że warto pisać o swoich problemach z psychiką, bo wiele osób szuka takich rzeczy, by nie czuć się samotnym. We wielu krajach przestaje się demonizować problemy psychiczne.
Pozdrawiam.
Dzięki za komentarz i odwiedziny. :)
Właśnie tego bym chciała – żeby przestano demonizować problemy psychiczne…
Pozdrawiam :)
Hej,
Jak ci się chce, to zapraszam do odwiedzenia kiedyś mojego bloga, na którym staram się od czasu do czasu pokazać, jak działa umysł.
Chodzi mi o to, żeby ludzie lepiej zrozumieli, czym są problemy psychiczne, że nie jest to jakaś czarna magia. Choć i tak jest chyba lepiej niż kiedyś (100-200 lat temu).
Może cię tam pewne rzeczy zainteresują, a może nie. W ostatnim blogu wspomniałem o aswagandzie ;)
Ciekawe, czy pojawi się teraz link do mojego bloga. Technika mnie tu przerasta :o).
Pozdrawiam :)
Niestety widzę tylko stronę Google z błędem 400. :P
Wklej link do bloga/profilu bezpośrednio w pole komentarza. :)
Bo ja cichociemny jestem ;)
https://niebieskipiasek.blogspot.com
Nie wiem, czemu się tak dziwnie pokazuje.
Spoko, zajrzę :)
Fajnie :) Widziałem właśnie, że zajrzałaś.
Na moim blogu są stare notki, choć trzeba ich poszukać. Tam są czasami różne rzeczy, przeważnie napisane tak sobie, trochę dla siebie, albo dla jednego, dwóch czytelników.
Dlatego mój blog, to po prostu miejsce do komunikacji. Ja sam go piszę jak mam wenę. Czasami staram się coś popularnonaukowego napisać, a czasami coś, na co mam nastrój, bez specjalnego poprawiania. To tak, dla informacji.
Temu nie przejmuj się, co tam w komentarzu napiszesz, albo i nie.
Przez pomyłkę usunąłem zarówno twój drugi komentarz, jak i moją odpowiedź na niego ;) Co było w pierwszym, tego nie wiem, bo tam, jak jest skasowane, to jest skasowane.
Pozdrawiam :)
Potem zerknę i przeczytam więcej, niż najnowszy wpis. :) Średnio się ostatnio czuję, także różnie bywa z tą aktywnością.
Hej, odpisałem na Twój komentarz.
Uważam, że to ciekawe z witaminą B6, bo z tego co czytałem, to najczęściej ma się problemy z deficytem. Choć też mogą być z przedawkowaniem, ale nie znalazłem wiele na ten temat.
Dużo z tych rzeczy, które tu wypisałaś wykonuję. Mnie właśnie te lęki społeczne najbardziej psują zdrowie. Plus koncentracja i pamięć jak zwykle, chociaż i tutaj są pewne postępy. No ale jak się od wielu lat codziennie czyta, gra w rummikub, w szachy, itp. to musi to jakoś działać. Plus przebywanie na wiadomych forach – co mnie skłoniło do poszukania nowej terapeutki i zaczęcia nowej psychoterapii – ale też inne kontakty w sieci, które podłapałam m.in. dzięki moim rysunkom i obserwowaniu innych artystów i nie tylko. Do tego cały czas uczę się języków obcych – według mojego pomysłu, co przynosi efekty.
I jeszcze słucham spokojniejszej muzyki w tym roku, prawie od ubiegłego grudnia.
Plus samodzielne gotowanie. To też jest ok.
Wracam powoli do starych pasji. I chyba tyle. Ale nic nie poprawia nastroju jak mama, która usłyszała dzisiaj ode mnie, że rozpoznałam u siebie jedną dawną psychozę, jeszcze ze szkoły średniej i powiedziała – a dlaczego nic nie mówiłaś – a skąd ja wtedy miałam coś wiedzieć o zdrowiu i chorobach psych? Ok, trochę się tym interesowałam, bo problemy wyczuwałam u siebie już w podstawówce no ale… I tyle. Coraz więcej widzę różnic między mną a rodzicami. To też działa terapeutycznie. Pomaga wprowadzać zmiany w myśleniu i w życiu.
Fajnie, że u Ciebie jest lepiej. :)
Pozdro :)
I dobrze że piszesz, jak kto chce to sobie poczytać, a i tak każdemu nie będzie się podobać, ale nie musi 😄 Pozdrowienia!
No właśnie – nie musi. :)
Pozdrawiam również :)